Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

DG: pożegnaliśmy Ernę Meszek-Buchacz. To ona budowała Hutę Katowice [ZDJĘCIA]

PAS
Ostatnie pożegnanie Erny Meszek-Buchacz na cmentarzu w Gołonogu
Ostatnie pożegnanie Erny Meszek-Buchacz na cmentarzu w Gołonogu
DG. W poniedziałek pożegnaliśmy Ernę Meszek-Buchacz, która jako jedna z pierwszych w naszym kraju zaangażowała się w budowę Hutu Katowice. Przeżyła 76 lat.

DG: pożegnaliśmy Ernę Meszek-Buchacz. To ona budowała Hutę Katowice [ZDJĘCIA]

Zmarła 22 kwietnia, a uroczystości pogrzebowe odbyły się w poniedziałek na cmentarzu parafialnym w Gołonogu przy parafii św. Antoniego na wzgórzu gołonoskim.

Tak oto brzmiały słowa pożegnania dąbrowianki, wygłoszone przez Macieja Gadaczka, szefa Miejskiej Komisji Historycznej „Pokolenia”.

Droga Erno, droga nasza koleżanko,

O bolesnej dla nas, dla Międzyorganizacyjnego Zespołu „Nowy Gołonóg” - stracie, dowiedzieliśmy się dość niespodziewanie - 22 kwietnia w piątek, a przecież kilka dni wcześniej rozmawialiśmy o dalszych planach i działaniach upamiętniających - przypadającą w tym roku, 40.rocznicę uruchomienia produkcji w Hucie Katowice .

Schorowana , ale nadal pełna pozytywnej energii działań , przekazywałaś nam rady , nazwiska i informacje – służące , poszerzaniu naszej wiedzy o tamtych wydarzeniach , a jednocześnie ukierunkowałaś nas na to co najcenniejsze , na wspólne dążenie do honorowanie tego wszystkiego, co wiąże że się z szacunkiem do przeszłości, szacunkiem do ludzi i ludzkich wartości.

Oczekiwaliśmy od Ciebie Erna - tak wiele, i tak wiele nam przekazywałaś, jednocześnie sama wnosząc do naszej działalności, tak wiele ze swej drogi życiowej, ze swego życiorysu, ale czas Twojego życia – nas zaskoczył i zatrzymał, zatrzymał czas dążeń Zespołu do dalszych wskazanych przez Ciebie kierunkowych zadań.

Dlatego dzisiaj, trudno jest mi mówić , mówić tu na Gołonoskim Wzgórzu o Tobie - w czasie przeszłym. Mówić ze wzgórza, z którego tak widoczny jest krajobraz Huty Katowice , tej huty , która tak bliska była Twojemu sercu, Twoim wspomnieniom i której poświęciłaś tak wiele - ze swojego zwykłego, ale jakże bogatego i barwnego - życia .
Wydobywam z pamięci, wspomnienia spotkań i wydarzeń z Tobą, tych dostępnych powszechnie, jak i tych bardziej osobistych.

Tak szybko upływający czas, od chwili organizacji uroczystości związanych z 40 rocznicą wbicia pierwszej łopaty pod budowę Huty Katowice , nie zaciera Twojego udziału w ogromnym wyzwaniu i przedsięwzięciu, przyczyniającym się do uhonorowania ludzkich życiorysów i ludzkiego trudu, a nadanie rondu imienia, tu w Gołonogu –Budowniczych Huty „Katowice”, stanowi ważny symbol dla środowiska budowniczych i hutników, z jednoczesnym wspomnieniem wspólnie spędzonych z Tobą chwil .

Trudno Erno nie wspomnieć o Twojej drodze do poszukiwań śladów historii Huty Katowice. Poszukiwania przeszłości , skierowanej na odnajdywanie dokumentów, wydarzeń, ale przede wszystkim życiorysów ludzi niezwykłych, ze swą skromnością, ukrytych w ciszy życia, w różnych regionach kraju, kiedyś jednak bardzo zaangażowanych w proces budowy i uruchamiania Huty Katowice .

Dopowiedzieć należy, że wiele postaci sprzed 40-laty, jest tak często zapomnianych – żyje w ciszy, lub spoczywa w ciszy, na cmentarzach w rożnych miejscowościach. Teraz TY dołączyłaś do tych , co już odeszli, zabierając ze sobą bagaż informacji i wspomnień, informacji w swej niezwykłości - niezastąpionych, odeszłaś pozostawiając nas samych , we wspólnym dążeniu do pozyskiwania wiedzy o ludziach i wydarzeniach okresu budowy i funkcjonowania Huty Katowice.

Jak odnajdywać ludzkie historie, jak gromadzić - bez Ciebie materiały czasu minionego, jak wzbogacać zasoby dąbrowskiego Muzeum „Sztygarka”, jak pozyskiwać niezliczone ludzkie wspomnienia i kontakty, co i jak gromadzić to wszystko, gdy Cię nie ma. Zawsze dawałaś naszemu Zespołowi ważny impuls do działań w zakresie pobudzenia aktywności środowisk, na rzecz publicznej dyskusji zarówno o czasie minionym, jak i o przyszłości, w oparciu o historyczne doświadczenia, w tym o doświadczenia wynikające z okresu budowy Huty Katowice.

Uczyliśmy się przy Tobie rzeczywistego obrazu zdarzeń, zdarzeń stanowiących splot wydarzeń i życiorysów , które doprowadziły do pełnej realizacji Projektu „Śladami Huty Katowice”, za to Tobie, pragnę w imieniu Międzyorganizacyjnego Zespołu „Nowy Gołonóg”, Dąbrowskiego Oddziału Stowarzyszenia Inżynierów i Techników ArcelorMittall i dyrekcji Muzeum Miejskiego „Sztygarka” serdecznie podziękować. Podziękować za czas działań i spotkań, za wspólnie spędzony czas.

Droga Erno, spoczywaj w spokoju, tu w tym niezwykłym historycznym miejscu – spoczywaj w gołonoskiego wzgórza ziemi . Spoglądaj na otaczający krajobraz, spoglądaj na dymiące kominy Huty „Katowice” - Twojej huty. Żegnaj, ale wracaj, wracaj do pracy w naszym zespole wraz z nowymi pomysłami i wspomnieniami.

Cześć Twojej Pamięci,

Najbliższym składam wyrazy głębokiego współczucia od:

- Międzyorganizacyjnego Zespołu „Nowy Gołonóg"
- Dąbrowskiego Oddziału Stowarzyszenia Inżynierów i Techników ArcelorMittall
- członków Miejskiej Komisji Historycznej „Pokolenia” i Zespołu d/s Huty „Katowice”
- dyrektora i kolegów z Muzeum Miejskiego „Sztygarka” ,
- Społecznego Ogólnopolskiego Stowarzyszenie im. E. Gierka,
- Stowarzyszenia „Pokolenia” z Dąbrowy Górniczej i Będzina

*****************************************************************************************************************************************

Kilka lat temu miałem okazję spotkać się osobiście z panią Erną. Oto, co wówczas opowiedziała mi o czasach budowy Huty Katowice.

Jak to się stało, że znalazła się pani na pierwszej linii frontu, czyli została od samego początku zaangażowana w budowę największego kombinatu metalurgicznego w Polsce, Huty Katowice?

Miałam nieco ponad trzydzieści lat. Na przełomie 1969 i 1970 roku pracowałam w Centrali Zbytu Stali Centrostal w Katowicach, jako referent ds. zbytu blach. Jako, że biegle pisałam na maszynie zostałam wezwana przez dyrektora Kazimierza Budzyńskiego i zaangażowana do pisania pism na temat poszukiwania terenów pod budowę huty. Musiałam oczywiście zostać zaprzysiężona w tajnej kancelarii, bo wszystko było ściśle tajne. Zrodził się pomysł, by wszystkie wytopy przenieść do jednej huty, a pozostałe miały mieć profil specjalistyczny.

Pod uwagę branych było kilka lokalizacji.

Dokładnie trzy. Pierwsza z nich na Pomorzu, ale po analizach okazało się, że transport materiałów do jej budowy i potem gotowych wyrobów byłby nieopłacalny. Kolejne tereny pojawiły się w lubelskim, ale tam, by powstała trzeba byłoby chyba przesunąć granice ze Związkiem Radzieckim, bo cześć kombinatu znalazłaby się za naszą wschodnią granicą. Wyszło ostatecznie na to, że w Dąbrowie Górniczej jest dużo lasów karłowatych, które można wyciąć i zdecydowano się na budowę u nas. To nie do końca okazało się prawdą, bo były tu dorodne lasy, ale Gierek stwierdził, że nawet jeśli wytnie się część, to jeszcze dużo ich zostanie.

Podobno to pani została pierwszym pracownikiem dąbrowskiej huty, a nie Leonid Breżniew, jak powszechnie się sądzi.
To długa historia. Kiedy po raz drugi zostałam wezwana przez dyrektora Budzyńskiego, upewnił się, czy mieszkam w Dąbrowie Górniczej. Powiedział, że to jeszcze lepiej, bo będzie trzeba tam znaleźć budynki na biurowce. Pojechałam więc do jednego z dyrektorów Damelu, a ten stwierdził, że wie, gdzie mogą być wolne budynki. Pojechaliśmy do dyrektora Huty im. F. Dzierżyńskiego i wskazał do remontu dwa budynki przy ul. Przybylaka. Zameldowałam o sukcesie dyrektorowi Budzyńskiemu, a on stwierdził: No to jest pani pierwszym pracownikiem Huty Centrum, bo taka była robocza nazwa kombinatu. I taki właśnie miałam numer w ewidencji. Dopiero potem nastąpiły kadrowe przesunięcie i tytuł pierwszego pracownika otrzymał Leonid Breżniew. A, że nikt nie chciał mieć numeru trzynastego, to przypadł w udziale właśnie mnie.

Jakie były początki zespołu, który przygotowywał całą inwestycję w Dąbrowie Górniczej?

Otrzymaliśmy w Centrostali trzy pokoje po Stalexporcie. Od maja 1971 r. zostaliśmy wspólnie z dyrektorem Budzyńskim wydelegowani do prac przy budowie Huty Centrum. Wówczas tworzyła się kadra. Dyrektorem inwestycyjnym został Czesław Jagła, za tajną kancelarię odpowiadał Jerzy Matuszkiewicz, dyrektorem. ds. inwestycji towarzyszących został Leszek Gniadek. Pierwszym geologiem był Ryszard Wróblewski, a architektem była Małgorzata Stawarz-Budzyńska. Potem wyremontowano budynki przy ul. Przybylaka, przyjęto łącznie około dwustu pracowników. W dalszej kolejności wybudowane zostały przy placu budowy dwa budynki typu Lipsk, a jeden z nich zajęli pracownicy Budostalu.

Wigilia i okres noworoczny w 1972 roku na długo pozostaną w Pani pamięci, choćby z racji niekończących się narad i prac przy rozstrzyganiu kluczowych dla huty kwestii.

Dokładnie. A tą jedną z najważniejszych była przyszła nazwa kombinatu metalurgicznego. I właśnie w wigilię 1972 roku dyrektor Budzyński powiedział do mnie: dziś zostajesz kobieto z nami. Chodziło o zaprotokołowanie przebiegu narady, dotyczącej właśnie nazwy dla huty. Jedną z propozycji było uhonorowanie w ten sposób Edwarda Gierka. Pamiętam jak ten powiedział jednak stanowczo, że nie życzy sobie stawiania pomników za życia. Pod uwagę brany był także Leonid Breżniew, ale ostatecznie stanęło na Hucie Katowice. Dlaczego? Bo właśnie tam, w Katowicach rodziły się początki huty i wszystkiego, co z jej budową związane. Zaraz po ostatecznych ustaleniach zawieźliśmy dokumenty i protokoły do ministerstwa, do Warszawy. Jechaliśmy czarną wołgą, a przed północą byliśmy ponownie w Dąbrowie.

Jak wyglądały początki prac przy całej, tak ogromnej inwestycji?

Na początek nadleśnictwo przysłało drwali, bo trzeba było wyrąbać setki drzew. Sprawdzaliśmy więc z dyrektorem Gniadkiem, jak postępują te prace. Ile songów zapisał na swoje konto każdy z drwali. Bo od tego zależała ich wypłata. Czasami zdarzało się więc, że dochodziło między nimi do sporów i kłótni, o to, kto ściął ile drzew. Głównie w ruch szły siekiery, ale były też piły spalinowe. Potem na pewien czas wyrąb wstrzymał dyrektor Zemła z Bibrohutu. Stwierdził, że nie pozwoli wyciąć tak dużo lasów, ale wszystko wróciło do normy. Po wykarczowaniu lasów pojawił się tu znakomity naukowiec, prof. Romuald Cebertowicz, który ratował weneckie zabytki i Krzywą Wieżę w Pizie.

Co tak ważnego przypadło mu w udziale na placu budowy?

Jego wiedza i doświadczenie były niezbędne, by cokolwiek mogło na tym terenie zostać wybudowane. Najpierw trzeba było bowiem wyrównać cały teren. A niwelacja wcale nie była prosta, bo potrzebne było do tego utwardzenie gleby, m.in. za pomocą szkła wodnego. Przy niwelacji zatrudnienie byli pracownicy Hydrobudowy, a potem przy zbrojeniu Mostostalu Zabrze, Kraków i Będzin. Następnie dołączył Budostal. Hutę budowano w sumie na trzech poziomach, a nie zabrakło także tak zwanego tarasu widokowego.

Wkład w całą inwestycję mieli także specjaliści i inżynierowie z zagranicy.

Na plac budowy ściągano najbardziej nowoczesny sprzęt, jaki tylko się dało. Jeździły ogromne ciężarówki Biełazy, pojawiły się ogromne dźwigi, tak zwane Sky Horse'y, których ramiona po rozłożeniu sięgały metrów. Ich operatorzy musieli wykazać się nieziemską wręcz precyzją, kiedy trzeba było np. ułożyć na wysokości 30 metrów dachy części budynków Nie brakowało też dramatycznych wydarzeń, kiedy ramię takiego kolosa się złamało. To właśnie na placu budowy Huty Katowice utarło się powiedzenie, że „Polak potrafi”. Ale faktycznie nie brakowało też specjalistów z zagranicy. Byli Belgowie, Niemcy, Grecy, Francuzi, no i oczywiście Rosjanie.

Czy za takie poświęcenie doczekała się Pani nagród, wyróżnień?

Zawsze słyszałam tylko: zapisz się do partii, to Cię odznaczą. A tak bywało z tym różnie. Jako pierwszy docenił moje zaangażowanie Budostal, od którego otrzymałam odznaczenie Budowniczego Huty Katowice. Dopiero potem doczekałam się Srebrnego Krzyża Zasługi.

Ale to wszystko i tak nie miało potem znaczenia. Musiała Pani rozstać się z kombinatem.

Z racji tego, że zawsze byłam zaangażowana w proces tworzenia, dobrze czułam się organizując coś nowego, w latach 80. trafiłam na budowę Koksowni Przyjaźń. W tym czasie działałam już w Solidarności, zawoziłam jedzenie strajkującym. Pamiętam, jak obsługując dalekopis Rosjanie poprosili nas, żeby wysłać im instrukcję, jak skutecznie przeprowadzić akcję strajkową. No i podpadłam naszym władzom i całemu systemowi. A, że ten z jednostką się nie liczył, to nie uniknęłam przesłuchań. Na szczęście nie zostałam internowana, ale z przymusu musiałam odejść na wcześniejszą rentę, bo też miałam poważne kłopoty zdrowotne.

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dabrowagornicza.naszemiasto.pl Nasze Miasto