Spracowani robotnicy dziwią się, jak można mieć 48 lat i wyglądać na czterdziestkę. Jeszcze inni wytykają mu, że jest zbyt wrażliwy, bo na tym stanowisku powinien być czasem skurczybykiem. Z całym arsenałem tych cech Piotr Duda zostanie dziś wybrany na swoją trzecią kadencję na stanowisku szefa śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Dwudniowy zjazd delegatów związku rozpoczyna się dziś w Katowicach. Duda jest jedynym kandydatem, który zapowiedział swój start w wyborach na przewodniczącego "S". Całkiem możliwe, że powtórzy się scenariusz sprzed czterech lat, gdy jego jedynym rywalem był mało znany działacz Franciszek Dzionsko. W głosowaniu Dzionskę poparło sześć osób, Dudę - 206.
Obecny przewodniczący jest na tyle pewny zwycięstwa, że nawet nie prowadzi kampanii wyborczej. - Byliśmy wszędzie tam, gdzie potrzebowali nas nasi członkowie. I w gabinetach podczas negocjacji, i na związkowych protestach. Liczba członków Solidarności w naszym regionie ustabilizowała się. W porównaniu z 2006 rokiem przybyło nam ok. 3 tys. związkowców, i to głównie młodych - zaznacza Duda. Wśród swoich zasług wymienia też m.in. zakończoną przebudowę siedziby związku, który wzbogacił się o dużą salę konferencyjną. Chwali się też aktywnością "S" w dziedzinie projektów unijnych.
- Piotr nie ma konkurenta w regionie. Ma za to ciekawy pomysł na całą Solidarność. Związek potrzebuje świeżej krwi we władzach centralnych. Przyszedł w końcu czas Dudy - ocenia Marek Kempski, były wojewoda katowicki i śląski oraz były szef śląsko-dąbrowskiej "S".
Jego kariera przypomina amerykańskie historie z gatunku "od zera do milionera". W 1980 roku wstąpił do Solidarności jako szeregowy pracownik Huty Gliwice. Później na kilka lat zamienił tokarkę na karabin. Służył w elitarnej Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej (słynne "czerwone berety"), z którą stacjonował m.in. w Syrii, w ramach kontyngentu ONZ. Po powrocie do cywila wrócił do huty, gdzie pracował do upadku PRL. Z roku na rok stawał się coraz ważniejszą postacią w życiu związkowym. W 1992 r. został przewodniczącym komisji zakładowej, a trzy lata później wybrano go do prezydium zarządu regionu.
- Gdy powierzono mu pierwsze funkcje, starsi koledzy obawiali się ryzyka. Pierwsze poruczenia może rzeczywiście były na wyrost, bo Piotrek nie miał doświadczenia, ale to była lokata związkowego kapitału. Dziś widać, jak bardzo udana lokata - podkreśla Piotr Rojewski, były wiceprzewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
W 1997 r., zaraz po pamiętnej aferze finansowej w związku, Duda został skarbnikiem zarządu regionalnego "S".
- Niewiele poznałem osób z taką determinacją. Do tego zawsze wzbudzał sympatię, choć szedł własną drogą. To niewiarygodne, ale lubili go wszyscy - opowiada Kempski.
Od 2002 r. Duda jest szefem "S" w regionie. Doświadczenie byłego komandosa pewnie mu się przydało, gdy kierował kilkoma akcjami ulicznymi i inwazjami związkowców na Warszawę.
- Kiedyś był takim związkowcem-rozbójnikiem. Ta iskra pozostała mu w oku, ale dziś już wie, jak być naprawdę skutecznym. I to bez demonstracji siły - podkreśla Rojewski.
Kempski dodaje, że Duda woli rozmawiać, niż wychodzić na ulicę, co "podnosi wiarygodność całej Solidarności".
- Piotrek zauważa, że świat się zmienia, dlatego zmienia się też on sam. W ostatnich latach bardzo spoważniał, dojrzał, nabrał ogłady. Pamiętam, gdy niedawno poproszono go o głos podczas przyznawania tytułu doktora honoris causa Jerzemu Buzkowi na Uniwersytecie Śląskim. Nie potrzebował kartki, nie odczytywał listu. Za swoje przemówienie dostał największe brawa - mówi były wojewoda.
Choć Solidarności, również na Śląsku, od dawna najbliżej do PiS, Dudę cenią - albo przynajmniej się z nim liczą - wszystkie opcje polityczne.
- Popierając PiS, nie odcina się od PO. To nowoczesny, mądry związkowiec, który potrafi wznosić się ponad podziały. Dla całej Solidarności on jest nadzieją na przyszłość - chwali Dudę poseł Jarosław Pięta z PO, który przy okazji nie ukrywa swoich krytycznych poglądów na temat związków zawodowych w Polsce. - Piotra interesują sprawy związkowe bardziej od polityki. Dzięki temu nie jest jednopartyjny, potrafi dogadać się z każdym, jak sam powiedział, nawet z diabłem, jeśli wymaga tego sprawa. Tym różni się od Śniadka - uważa Maciej Wojciechowski, przyjaciel Dudy.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?