Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wroński o swoim najnowszym kryminale: "Bohater ma za podejrzanego swojego idola z dawnych lat"

Piotr Wróblewski
Wroński o swoim najnowszym kryminale:  bohater ma za podejrzanego swojego idola z dawnych lat
Wroński o swoim najnowszym kryminale: bohater ma za podejrzanego swojego idola z dawnych lat Jakub Babicz
Marcin Wroński, zdobywca Nagrody Wielkiego Kalibru, tworzy wspaniały i porywający obraz wielokulturowego Chełma u progu rozwoju. Miłośnicy II Rzeczpospolitej i kryminałów retro będą wniebowzięci. "Czas Herkulesów" to ostatnia powieść w cyklu z komisarzem Maciejewskim.

Kryminał sportowy to dość nietypowy gatunek.
To prawda. Oczywiście sport nie jest jedynym wątkiem śledztwa mojego bohatera, ale toczy się ono w środowisku zapaśników. Teraz Chełm ma piękną kadrę zapaśniczą, ale w latach międzywojnia raczej kopano tam piłkę.

Komisarz Maciejewski przenosi się z Lublina do Chełma. Umieszczając akcję powieści „Czas Herkulesów” w Chełmie wiedział Pan o tradycjach sportowych tego miasta czy ten wątek pojawił się w czasie zbierania materiałów źródłowych?
Nie chodziło o sport ani o piękno Chełma. Dla tej konkretnej fabuły kryminalnej potrzebowałem miasta niedużego, znacznie mniejszego niż Lublin, a poza tym miasta, w którym komisarz Maciejewski nie czułby się jak u siebie. To niezmiernie ważne dla sposobu, w jaki potoczy się śledztwo.

Chełm się sprawdził?
Chełm pasował jako miasto powiatowe, które liczyło kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Dopiero później zacząłem więcej się dowiadywać. Pojechałem tam, pobyłem, zacząłem robić dokumentację i okazało się, że Chełm był największym placem budowy ówczesnej Polski. A skoro plac budowy, to obcy ludzie, robotnicy, którzy przyjeżdżają pracować i nikt ich nie zna. To jest bardzo kryminogenna sytuacja, dla mnie okazała się wymarzona.

Tytuł Pana najnowszej powieści - „Czas Herkulesów” - prowadzi nas instynktownie do sportowców. Jednak wydaje mi się, że w tym przypadku chodziło Panu także o coś więcej.
Jak przystało na dobry tytuł powieści, jest on wielopłaszczyznowy. Chodzi o różnych Herkulesów i różnie rozumiane męstwo oraz siłę.

„Czas Herkulesów” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Jest czas rzeczywisty – 1938, ale także retrospekcje z dzieciństwa komisarza Maciejewskiego. Czy to nie jest tak, że bohater musi radzić sobie z przeszłością, żeby pchnąć sprawę do przodu?
Oczywiście. Po raz pierwszy bohater ma za podejrzanego swojego idola z lat gimnazjalnych. To dość niekomfortowa sytuacja. Wyobraźmy sobie sytuację, że jesteśmy policjantami i przychodzi nam założyć kajdanki na przykład Muńkowi Staszczykowi. Maciejewski przyjeżdża do Chełma jako oficer inspekcyjny. Jego zadaniem nie jest prowadzenie śledztw, a sprawdzenie, czy wszystko zgadza się w papierach. Skoro jednak chcą zapuszkować jego idola, komisarz nie może nie zaangażować się w sprawę.

Przypomina nam Pan tą powieścią miasto - Chełm.
Trzeba mieć świadomość, że w średniowieczu Chełm był jedną ze stolic Rusi. To było jedno z większych miast na ziemiach Polskich, po prawej stronie Wisły. Dojeżdżając do Chełma od strony Warszawy i Lublina łatwo możemy przenieść się myślą do tych dawnych czasów. Nagle przed nami wyrasta piękne wzgórze z katedrą. Tylko, że kiedyś nie była to katedra, a twierdza Jarosława Mądrego (książę Rusi Kijowskiej– red.). Od razu widać, że ten Chełm kiedyś musiał coś znaczyć.

W czasie międzywojnia miała tam powstać wschodnia dyrekcja kolei. Wtedy zaczęło tam wyrastać Nowe Miasto. Imperialnie zaplanowana dzielnica, która z lotu ptaka miała przypominać orła. Z tym, że przeniesienie dyrekcji kolei z Radomia zaplanowano na grudzień 1939 roku. Wiemy, dlaczego się to nie udało…

Odkrywa Pan przed nami przedwojenny Chełm, jednak słyszałem że knajpa, która jest pewnego rodzaju osią powieści to jednak nie istniała.
Owszem, nie istniała, ale mogła istnieć. Powieść kryminalna jest po to, żeby sprawiała ekscytację przy czytaniu, była niegłupią rozrywką i mówiła o czymś ciekawym. Zgodność z historią jeden do jednego jest nieważna. Istotne jest prawdopodobieństwo. Oczywiście nie można napisać głupot, pomylić faktów czy zmienić topografii miejsca. To, czy gdzieś była knajpa, czy jej nie było, szczególnie jeśli nie chodzi o lokal utrwalony w świadomości historycznej, jest rzeczą mniej ważną.

Był jakiś pierwowzór „Targowicy”?
Na rogu ulic zobaczyłem puste miejsce, co jest zresztą charakterystyczne w Chełmie, na którym według mnie musiała stać kiedyś kamienica. Bardzo to miejsce pasowało mi na knajpę „Targowica”, a poza tym obecnie jest tam restauracja, pizzeria. Ale to mniejsza o to. Miejsce było doskonałe.

Zawsze, gdy planuję powieść, staram się zobaczyć, jak było naprawdę. Szukałem wśród chełmskich lokali knajpy na uboczu, niezbyt eleganckiej, w której można pewne rzeczy ukryć. Nie znalazłem, więc musiałem ją wymyślić.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto