Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gwiazda z podkrakowskiej Skały. WaluśKraksaKryzys: Nie jestem traktowany jako dziwak, tylko ktoś, kto robi to, co kocha

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
WaluśKraksaKryzys
WaluśKraksaKryzys Materiały prasowe
WaluśKraksaKryzys podbił serca miłośników surowego rocka trzy lata temu płytą "Atak". Teraz pochodzący z podkrakowskiej Skały wokalista prezentuje nowy album. W tekstach do piosenek z "+piekło+niebo+" porusza kwestię zaburzeń psychicznych u młodych ludzi. Nam zdradza jak sam poradził sobie z tego rodzaju problemami.

- Twoja poprzednia płyta „Atak” sprzed trzech lat okazała się dużym sukcesem. Jak sobie poradziłeś z popularnością, która wtedy na ciebie spadła?
- Staram się to jakoś tak ogarnąć, żeby nie było to dla mnie uciążliwe. Do dzisiaj często pojawiam się w domu rodzinnym w podkrakowskiej Skale, która jest dla mnie takim buforem bezpieczeństwa. Tutaj znają mnie wszyscy od urodzenia. Tak naprawdę niewiele się zmieniło. Co jakiś czas ktoś tylko uśmiecha się do mnie na ulicy, co jest bardzo miłe. Bo fajnie jest żyć w świecie, w którym ludzie się do siebie uśmiechają, a nie chcą ci zrobić krzywdy.

- Jesteś już honorowym obywatelem Skały?
- (śmiech) Zaskoczę cię: w 2022 roku dostałem tytuł Przyjaciela Ziemi Skalskiej. Jest to już więc za mną. Cieszy mnie, że tworząc muzykę alternatywną, która odbiega od tego, co zazwyczaj dzieje się w sferze kultury w małym miasteczkach, zostałem dostrzeżony i doceniony. Nie jestem traktowany jako dziwak, tylko ktoś, kto robi to, co kocha i się w tym spełnia.

- Czułeś na sobie presję, kiedy zacząłeś pracować nad nową płytą, że musi ona być lepsza niż „Atak”?
- Od wydania „Ataku” minęło tak dużo czasu, że czułem się, jakbym zaczynał od nowa. Dlatego nie porównywałem „+piekło+niebo+” z tamtą płytą. Jako artysta i człowiek jestem w nieustannym procesie i ciągle się rozwijam. Doświadczenia, które zdobyłem przy dwóch pierwszych płytach, na pewno zaprocentowały przy trzeciej. Kiedy skończyłem pracę nad „+piekło+niebo+”, już następnego dnia uświadomiłem sobie jak wiele rzeczy można było na tym albumie zrobić inaczej. Wykorzystam tę wiedzę przy kolejnym wydawnictwie.

- Po premierze „Ataku” zagrałeś dużo koncertów. To miało wpływ na twoje nowe piosenki?
- Zdecydowanie. Przed sukcesem „Ataku” nie miałem zbyt wielu doświadczeń koncertowych. Nagrywając „+piekło+niebo+”, wiedziałem już więcej na temat tego, jak melodia i tekst potrafią działać na ludzi na żywo. Zrozumiałem, że wcale nie trzeba grać głośno i szybko, bo czasem cisza jest mocniejsza od intensywnych środków wyrazu. Mając tę świadomość, siadłem do nowego materiału i dziś wiem, że ma on najbardziej koncertowy charakter ze wszystkich moich trzech płyt. Kiedy teraz występuję, widzę jak ludzie świetnie reagują na te piosenki. Gram zawsze wszystkie utwory z „+piekło+niebo+”, bo jestem zwolennikiem wykonywania materiału z nowej płyty w całości.

- Stworzyłeś piosenki na „+piekło+niebo+” wraz z Andrzejem „Gienią” Markowskim. Skąd takie dobre porozumienie między wami?
- Poznałem Andrzeja w 2022 roku podczas „Męskiego Grania”. Wiedziałem tylko tyle, że to basista i producent Krzyśka Zalewskiego. Z dnia na dzień złapałem z nim niesamowity kontakt i zostaliśmy przyjaciółmi. Dopiero wtedy dowiedziałem się, że odpowiada za wiele znakomitych albumów – Jamala, Flapjacka czy Apteki. Andrzej stał się ze swoją wiedzą i doświadczeniem dopełnieniem mojej młodzieńczej energii. Bardzo wiele się od niego nauczyłem – przede wszystkim jak walczyć o swoje.

- A co sprawiło, że na producenta wybraliście powszechnie cenionego Marcina Borsa?
- Znając różne legendy o pracy z Marcinem, byłem przestraszony, co się może wydarzyć, kiedy spotka się on z takim chłopakiem jak ja. Po prostu bałem się, że powie „To tak nie może być” i pozmienia mi wszystkie akordy. Andrzej podjął się jednak roli mediatora i spędziłem z Marcinem świetny czas. Do dziś mamy ze sobą bliski kontakt. Po pracy nad „„+piekło+niebo+” pozostały mi więc fajne relacje ze wspaniałymi ludźmi.

- Twoja nowa płyta to już nie surowy i garażowy czad, jak na „Ataku”, tylko bardziej rozbudowany rock psychodeliczny. To był twój pomysł?
- Tak. U mnie proces tworzenia płyty dzieli się na dwa etapy. Pierwszy to totalne zamknięcie na świat zewnętrzny w mojej sypialni w domu rodzinnym w Skale. Jestem wtedy sam na sam z dźwiękiem. Kiedy już płyta jest napisana, ujawniam się z tym materiałem. Andrzej z Marcinem dodali więc tutaj swoje trzy grosze. Co ciekawe – często było to raczej upraszczanie, a nie wzbogacanie formy, co w kontekście tego psychodelicznego rocka, stanowi pewien paradoks.

- Trochę inne są też tym razem teksty. Ich głównym tematem są twoje psychiczne perturbacje. Z czego to wynika?
- To efekt moich rozmyślań nad sobą i światem. Mówi się, że to bardzo osobiste teksty – i to prawda. Odnajduje się w nich jednak wielu ludzi, którzy mnie słuchają. W głównym nurcie polskiej muzyki mało mówi się o psychicznych problemach. Każda odmienność od tego, co obowiązuje w social mediach, jest traktowane jako choroba. Tymczasem to nieprawda. Wiele osób boryka się ze zwątpieniem w siebie i niepewnością jutra. Moje piosenki pokazują im, że warto poprosić fachowców o pomoc.

- No właśnie: odważnie przyznajesz w mediach, że masz za sobą terapię i leczenie farmakologiczne. Nie bałeś się, że wykastruje cię to z artystycznej kreatywności?
- Wiele razy słyszałem o tym, że ludzie kultury nie chcą leczyć farmakologicznie swych problemów psychicznych, bo boją się, że zmianą one ich osobowość. I w gruncie rzeczy mają rację – bo zmieniają, ale na lepsze, bo taki jest ich cel. Ja zaufałem lekarzom i szybko okazało się, że takie leki mi pomagają. Nie skupiałem się na ich skutkach ubocznych, tylko na tym, że mają one naprostować różne moje zachowania i przeżycia. Z perspektywy czasu uważam, że to była świetna decyzja. Oczywiście były trudne momenty. Teraz jestem jednak bardziej kreatywny i produktywny artystycznie. Nie mam przerw w dostawie prądu. (śmiech) Wstaję rano i mam świeżą głowę. Jestem na twórczym stand by’u i dzięki temu mogę skupić się na muzyce, filmie, literaturze czy na grze w darta, którą pokochałem w zeszłym roku.

- Od psychiki blisko do duchowości. Stąd tytuł „+piekło+niebo+”?
- Nasze życie jest wielowymiarowe. Granica między dobrem i złem czy piekłem a niebem jest płynna i zależy w dużej mierze od obserwatora. Dla jednych pewne czyny będą bohaterskie, a dla innych - haniebne i bestialskie. Weźmy fundamentalistów religijnych, którzy zabijają dla swych dogmatów. Dla mnie każda z religii jest spisem zasad, według których ludzie mogą w społeczeństwie dobrze funkcjonować. I tego trzeba się trzymać. Zinstytucjonalizowanie religii sprawiło jednak, że zaczęto ją wykorzystywać dla politycznych celów. Dlatego trzeba wrócić do korzeni. Powinniśmy nawzajem szanować swoje poglądy i starać się nie wchodzić sobie nawzajem w paradę.

- Wierzysz, że kiedyś po śmierci będziemy rozliczeni z naszych czynów i pójdziemy do nieba lub do piekła?
- Nie dam ci jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Na pewno to, co robimy, wraca do nas i jesteśmy już na bieżąco rozliczani z naszych czynów. Weźmy kryzys klimatyczny: człowiek dewastuje naturalne środowisko i Ziemia zaczyna nam już na to odpowiadać. To samo z ludźmi stosującymi przemoc. Kiedyś to zło wróci do nich. Bo przecież kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.

- Na koniec zejdźmy na ziemię: myślisz już o nowej płycie?
- Oczywiście myślę o przyszłości. Dzisiaj są jednak trudne czasy dla artystów: mamy nadmiar muzyki, tworzonej nie tylko przez ludzi, ale nawet przez Sztuczną Inteligencję. Dlatego trzeba mieć w sobie dużo samozaparcia, aby śpiewać i grać. Muzyka to jednak moja pasja i sposób na życie. Dzięki temu dostrzegam w świecie piękno. Każda sytuacja, w której ludzie mogą się poczuć częścią większej wspólnoty jest cenna. Jak koncert czy gra w darta. Ja żyję właśnie dla takich chwil.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Gwiazda z podkrakowskiej Skały. WaluśKraksaKryzys: Nie jestem traktowany jako dziwak, tylko ktoś, kto robi to, co kocha - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto