Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragedia nad torami

Anna Zielonka
Policja i prokuratura oraz urzędnicy oglądali miejsce wypadku
Policja i prokuratura oraz urzędnicy oglądali miejsce wypadku Fot. Lucyna Nenow
Spróchniałe deski kładki biegnącej nad torami kolejowymi w Strzemieszycach Wielkich załamały się w środę pod 25-letnim mężczyzną. Spadł prosto na zawieszone pod kładką druty wysokiego napięcia. Mieszkańcy Strzemieszyc są przerażeni jego tragiczną śmiercią.

- Rozległ się straszny huk, ale Marcin nie wydał z siebie żadnego dźwięku - ze łzami w oczach wspomina Marek Kalaga, kolega zmarłego.

Pan Marek szybko wycofał się z kładki, inni ludzie wezwali policję, pogotowie i straż pożarną. Choć przyjechały już po kilku minutach, na ratunek było za późno.

Teren na miejscu tragedii został od razu ogrodzony. Ale na uziemienie pomostu, bez którego nie można było zdjąć ciała mężczyzny z drutów, trzeba było czekać ponad godzinę. Kolejowi elektrycy zjawili się dopiero po godz. 22.

- O wypadku dowiedzieliśmy się dopiero ok. 21.30. Nasi pracownicy musieli dojechać specjalnym wozem z Ząbkowic, takie są procedury. Szybciej się nie dało - tłumaczy się Helmut Klabis, zastępca dyrektora d.s. technicznych Zakładu Linii Kolejowych w Częstochowie.

Rzecz w tym, że te procedury najwidoczniej nie pomogły szybko ograniczyć niebezpieczeństwa.

- Wybiegliśmy przed dom. To, co zobaczyliśmy było po prostu straszne. Cała kładka żarzyła się na czerwono. Leciały iskry. Napięcie dosięgło naszych ogrodzeń. Prąd poraził nawet psa sąsiada. Sąsiad musiał siekierą przecinać łańcuch, do którego było przypięte zwierzę - mówi mieszkająca w pobliżu kładki Beata Kopeć.

Wczoraj największym problemem było ustalenie winnego tragedii. Niestety zarówno dąbrowski magistrat, jak i pracownicy kolei twierdzą, że spróchniała kładka do nich nie należy.

- Gmina nigdy nie miała w swoich zasobach tej kładki. Kilkanaście lat temu staraliśmy się o jej przejęcie, bo chcieliśmy ją wyremontować na prośbę mieszkańców, ale do podpisania umowy nie doszło - tłumaczy Marcin Bazylak, naczelnik Wydziału Strategii i Promocji Urzędu Miejskiego w Dąbrowie Górniczej.

Pracownicy kolei tłumaczą, że kładka nie jest zarejestrowana jako własność ani w spółce PKP Nieruchomości, ani w zasobach Polskich Linii Kolejowych. Kolejarze sugerują, że pomost jest własnością gminy.

- Kładka nie prowadzi na perony. Przebiega nad torami, by ludzie mogli przechodzić z jednej strony Strzemieszyc na drugą - mówi Helmut Klabis.

Tego, do kogo należy pomost w Strzemieszycach, nie potrafił określić wczoraj nawet wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego. - Obiekt znajduje
się na terenie zamkniętym, który należy do kolei. Ale niestety nawet to nie przesądza, kto może być właścicielem pomostu - mówi Tomasz Radziewski, wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego w Katowicach. - Właścicielem obiektu może być kolej. To jednak nie przesądza jeszcze, kto ponosi odpowiedzialność za jej utrzymanie we właściwym stanie. Może być tak, że koleje są wieczystym właścicielem kładki, ale przekazały ją w zarząd innemu podmiotowi - dodaje inspektor.

Postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Dąbrowie Górniczej.

- Powołaliśmy biegłych, przeprowadzana jest sekcja zwłok, staramy się ustalić, do kogo należy kładka - mówi prokurator rejonowy Tomasz Małuch.
Wyniki śledztwa będą znane za kilka dni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dabrowagornicza.naszemiasto.pl Nasze Miasto