Lekarze ze Szpitala Specjalistycznego im. Sz. Starkiewicza wciąż strajkują. Medycy chcą zarabiać więcej, ale dyrekcja szpitala nie jest w stanie zrealizować ich postulatów. Właśnie dlatego negocjacje trwają tak długo, choć obie strony sporu deklarują, że chciałyby zakończyć protest jak najszybciej.
Pożyczki nie będzie
- Decyzja o podjęciu strajku nie była łatwa. Długo mieliśmy nadzieję, że nie będzie musiało do niego dojść. Jesteśmy w sporze zbiorowym z dyrekcją od kwietnia. Wtedy był czas na negocjacje i rozmowy, ale nikt się tym właściwie nie zajął. Musiało dojść do strajku, żeby naszym postulatom wreszcie ktoś się uważniej przyjrzał - mówi Ewa Boryka, neurolog z dąbrowskiego szpitala i członkini Związku Zawodowego Lekarzy.
Znalezienie rozwiązania, które satysfakcjonowałoby obie strony sporu, nie jest łatwe. Lekarze domagają się podwyżek już teraz, ale Artur Borowicz, dyrektor szpitala, nie ma na to pieniędzy. O tym akurat lekarze wiedzą, ale widzą wyjście.
- W innych miastach udało się zdobyć pieniądze na podwyżki dla lekarzy, pożyczając je od miasta. Chcielibyśmy, żeby dyrektor naszego szpitala również postarał się o takie wsparcie od miasta. Żeby spełnić nasze postulaty, potrzeba minimum 500 tysięcy złotych - mówią lekarze.
Jednak Artur Borowicz o taką pożyczkę starać się nie zamierza, bo jest przekonany, że to jedynie pogrążyłoby szpital.
- Pożyczka od miasta na podwyżki dla lekarzy, mówiąc delikatnie, nie jest ekonomicznie nieuzasadniona. W tej chwili szpital ma płynność finansową. Doprowadzenie do tego było możliwe tylko dzięki ogromowi pracy i wyrzeczeń całej załogi. Nie mogę teraz dopuścić do tego, żeby wszystko to zepsuć. Nie wystarczy przecież obiecać podwyżek. Trzeba je jeszcze wypłacić - przekonuje dyrektor.
Władze szpitala chcą pieniędzy szukać raczej w ministerstwie zdrowia.
Cierpliwość się kończy
Dąbrowscy lekarze powoli tracą cierpliwość. Ich zdaniem do tej pory dyrekcja nie zaproponowała żadnych satysfakcjonujących rozwiązań.
- Skrupulatnie analizujemy wszystkie propozycje. Przedstawiamy je lekarzom i dyskutujemy. Nie możemy się jednak zgodzić na zbyt duże ustępstwa. Decyzja o strajku była dla nas wszystkich bardzo trudna i jeśli już zdecydowaliśmy się na tak drastyczne rozwiązania, to nie możemy teraz wycofać się właściwie nic nie zyskując. Nie wiem co się stanie, jeśli w najbliższym czasie pieniądze na podwyżki się nie znajdą - mówi Ewa Boryka.
Dyrektor dąbrowskiego szpitala jest jednak dobrej myśli.
- Na początku strajku nad rzeczowymi argumentami górę brały emocje. Teraz zaczynamy rozmawiać konkretnie i nasze ustalenia są coraz bardziej zbieżne. Myślę, że wkrótce uda się nam porozumieć - mówi z nadzieją Artur Borowicz.
Strajk w dąbrowskim szpitalu trwa już od 27 czerwca. Lekarze pracują jak w czasie ostrego dyżuru: nie pracuje większość przyszpitalnych poradni, a pacjenci, którzy mieli wyznaczone terminy wizyt, odchodzą bez uzyskania porady lekarskiej.
Czego chcą lekarze?
- Walczymy o to, żeby lekarz specjalista, który jest w pełni samodzielnym pracownikiem, zarabiał miesięcznie 2400 zł brutto. To i tak poniżej średniej krajowej. Teraz taki lekarz zarabia tylko 1690 zł brutto - mówi Ewa Boryka.
Dąbrowscy lekarze walczą zresztą nie tylko o podwyżki własnych pensji, chcą żeby zarabiali więcej wszyscy pracownicy szpitala.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?