Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odszedł Leonard Pietraszak. Z dąbrowskim pisarzem Dariuszem Rekoszem spotkali się w 2009 roku. Tak wspomina wybitnego aktora

OPRAC.:
Piotr Sobierajski
Piotr Sobierajski
Dariusz Rekosz po raz pierwszy spotkał się z Leonardem Pietraszakiem w 2009 roku

Zobacz kolejne zdjęcia/plansze. Przesuwaj zdjęcia w prawo naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Dariusz Rekosz po raz pierwszy spotkał się z Leonardem Pietraszakiem w 2009 roku Zobacz kolejne zdjęcia/plansze. Przesuwaj zdjęcia w prawo naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE mat. Dariusz Rekosz
Zmarł Leonard Pietraszak. Miał 86 lat. Świetny aktor, doskonały kompan o dużym poczuciu humoru. Zagrał w wielu uchodzących dziś za kultowe produkcjach filmowych i telewizyjnych. Tak wspomina go Dariusz Rekosz, dąbrowski pisarz i animator kultury, który miał okazję poznać Leonarda Pietraszaka w 2009 roku.

Pułkownik, bankier, lekarz... – Leonard Pietraszak

Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy – jesienią 2009 r. – od razu przypadliśmy sobie do gustu. Momentalnie wyczuliśmy, że nadajemy na tych samych falach i, że śmieszą nas te same dowcipy oraz sytuacje. Od pierwszego zamienionego wówczas zdania wiedziałem, że mam do czynienia z prawdziwym dżentelmenem – nienagannym w każdym calu. A miało to miejsce w nieistniejącym już dzisiaj Muzeum Hansa Klossa, dokąd pan Leonard przyjechał na spotkanie z publicznością, które miałem przyjemność prowadzić. Chociaż właściwie należałoby napisać Przyjemność, przez duże P. Dlaczego akurat tam? Bo ten fenomenalny aktor wystąpił w jednym z odcinków „Stawki większej niż życie” („Hasło”), w którym niefortunnie zdradził, że „w Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle”. Znakomicie opowiadał wówczas o większości swoich ról, które do dziś goszczą na ekranach naszych telewizorów. Jak go zapamiętałem? Co nas łączyło? No to posłuchajcie...

„Kacper, konie!”

Zapytany o ulubioną rolę, bez wahania wskazał na pułkownika Krzysztofa Dowgirda z serialu „Czarne chmury”. Dlaczego? „Bo świetnie współpracowało mi się z Andrzejem Konicem, reżyserem tej przygodówki” – wyznał wówczas szczerze. „Poza tym – te wspaniałe stroje, jazda konno, pojedynki spod znaku płaszcza i szpady, no i... niezapomniana Elżunia Starostecka. Była nad wyraz zmysłowa i pobudzała nie tylko wyobraźnię. Do tego świetnie partnerował mi Rysio Pietruski w roli Kacpra. Cudnie było...” W tym miejscu należy uchylić rąbka tajemnicy produkcyjnej „Czarnych chmur”. Mężem Elżbiety Starosteckiej był już podówczas uznany kompozytor, Włodzimierz Korcz. Zazdrosny o swoją piękną małżonkę do tego stopnia, że gdy w serialu miało dojść do intymnych zbliżeń lub pocałunków pułkownika Dowgirda z filmową Anną Ostrowską – siedział ukryty w krzakach i „pilnował”, aby te sceny nie wypadły nazbyt dosłownie. Leonard Pietraszak musiał mieć się na baczności! Na szczęście do końca zdjęć nie doszło do jakiegokolwiek nieporozumienia z Korczem i serial dokończono bez zgrzytów.

„A oni już nie żyją...”

Gdy w przygodach Klossa niefortunnie zagadał do majora von Vormanna (Leszek Herdegen), że w „Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle”, nie wiedział, jakie tego będą konsekwencje. Postrzelony śmiertelnie, wyjawił na szpitalnym łóżku odzew do tego hasła („Zuzanna lubi je tylko jesienią. Przesyła ci świeżą partię”), a z przejęciem słuchali go trzej żołnierze Wehrmachtu – w tych rolach: Leszek Herdegen, Eliasz Kuziemski oraz Igor Przegrodzki. Gdy wspólnie z panem Leonardem kilkakrotnie oglądaliśmy tę scenę, żartował sobie, wskazując na ekran palcem: „zobacz – ja tu umieram, a oni stoją nade mną. Tymczasem los sprawił, że ich już nie ma, a ja żyję i mogę wracać do tej sceny, kiedy tylko dusza zapragnie.”

„Ucho od śledzia!” oraz „Kingsajz dla każdego!”
Niezapomnianą rolą Leonarda Pietraszaka jest kreacja bankiera, Gustawa Kramera w obu częściach kinowego (a obecnie telewizyjnego) hitu „Vabank”. Pierwsza jego część była właściwie debiutem reżysera – Juliusza Machulskiego, który – jak wspominał pan Leonard – „przyszedł kiedyś do mnie, gdy piłem kawę, czy też jadłem obiad w filmowej stołówce. Miał pod pachą ciepły jeszcze scenariusz, który nieśmiało mi podsunął i zaproponował rolę kasiarza Kwinty. Z zaciekawieniem przeczytałem cały tekst i od razu wiedziałem, że chcę w tym zagrać. Ale powiedziałem Julkowi, że będę Kramerem – bardziej odpowiadała mi ta rola. No i tak stałem się przedwojennym bankierem, a kasiarza zagrał ostatecznie ojciec reżysera – Jan Machulski.” Pan Leonard zwierzył się także, że jest pośrednio... autorem muzyki do „Vabanku”. Gdy Henryk Kuźniak – kompozytor – szukał tematu przewodniego do filmu, Pietraszak posunął mu myśl: „Heniu, a niech to będzie coś takiego gangstersko-przedwojennego. Takie, wiesz... ta-ra-ra ra-ra-ra...”. No i podobno Kuźniak przychylił się do tej propozycji. Po sukcesie „jedynki”, aż się prosiło, żeby nakręcić „Vabank II”, w którym ponownie twarzą w twarz stanęli na przeciw siebie Kramer i Kwinto. I tu koniecznie muszę przytoczyć moje prywatne odniesienie do tej produkcji. Jak zapewne pamiętacie, „Vabank II” kończy się sceną, w której osadzony w więzieniu Kramer otrzymuje pudełko szwajcarskich czekoladek, przesłanych przez Kwitnę. Nie widzimy tego, bo z tzw. off’u słyszymy jedynie wściekły okrzyk Kramera, więc postanowiłem postarać się o to, aby pan Leonard dostał prawdziwą szwajcarską bombonierkę. Będąc w Lozannie, kupiłem dla niego pudełko pralinek pewnej znanej marki i niezwłocznie wysłałem mu je z okazji urodzin (6 listopada). Gdy tylko je otrzymał – natychmiast do mnie zatelefonował, zaśmiewając się niemal do rozpuku. Nie wiem, czy pamiętacie, ale Kramer i Kwinto spotkali się raz jeszcze. W późniejszej komedii Juliusza Machulskiego zatytułowanej „Kingsajz” obsadzono ich w rolach krasnoludków i noszą tam imiona Kwintek oraz Kramerko, a pan Leonard ginie porażony prądem z płaskiej baterii. Dodajmy – ginie bohatersko!

„Doktor Stelmach proszony do dyżurki!”

Propagandę sukcesu Polski Ludowej przedstawiono dość dobrze w serialu „Czterdziestolatek”, w którym inżynier Stefan Karwowski (w tej roli Andrzej Kopiczyński) zmaga się z oczekiwaniami, „jakie stawia przed nim socjalistyczna rzeczywistość”. Jednak wokół niego aż roi się od osób, które są „nie po linii i nie na bazie”. Są nimi na pewno: nauczyciel Mareczka, Mariolka z laboratorium, Antoni Walendziak oraz doktor Karol Stelmach – sąsiad Karwowskich. W tej roli – Leonard Pietraszak – stara się pokazać Stefanowi i Magdzie, że realia życia zależą od innych wartości, niż idee, zaszczepione przez patos socjalistycznej władzy. Bezskutecznie. Rozmawiając ze znajomymi o tym filmie, dowiedziałem się, że widzowie „Czterdziestolatka” (szczególnie męska część) zazdrościli doktorowi Stelmachowi... nocnych dyżurów w szpitalu. I nie ma się czemu dziwić.

Jak to się zaczęło i co było potem?
Jeszcze do niedawna wszystkie filmowe publikatory podawały, że debiutem filmowym Leonarda Pietraszaka był znakomity film z roku 1960 „Szatan z 7-ej klasy”, w reżyserii Marii Kaniewskiej. Okazuje się jednak, że aktor już od roku 1957 asystował przy produkcji kilku innych znanych obrazów. Były to między innymi: „Żołnierz królowej Madagaskaru”, „Inspekcja pana Anatola”, „Awantura o Basię” czy „Zezowate szczęście”. Jednak w żadnej z tych produkcji nie został wymieniony w napisach końcowych. Natomiast w czasach swojej największej popularności wystąpił także w takich filmach i serialach, jak: „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, „Gniewko syn rybaka”, „Profesor na drodze”, „Gniazdo”, „Daleko od szosy”, „Życie na gorąco”, „Rodzina Połanieckich”, „Do krwi ostatniej...”, „Kariera Nikodema Dyzmy”, „Siedlisko”, „39 i pół” oraz ostatnio – „Listy do M.” Jak sam o sobie mówił – nie bał się żadnego wyzwania, a znakomicie czuł się w rolach mundurowych, wliczając w to pułkownika Dowgirda.

Co nas połączyło?

Oprócz wspomnianych na początku identycznych zapatrywań na świat i uroki życia, bardzo często kontaktowaliśmy się telefonicznie. Rozmawialiśmy w zasadzie o wszystkim – o rodzinie, o wyjazdach, o filmach, o obrazach (bo mało kto wie, że pan Leonard był wytrawnym marszandem – kolekcjonował unikatowe miniatury malarskie) oraz o literaturze. Najweselsze były rozmowy, gdy dzwoniłem do niego z okazji listopadowych urodzin. Za każdym razem wspominaliśmy szwajcarskie czekoladki, a rozmowę rozpoczynałem od nieśmiertelnego: „Dzień dobry, Herr Gustaw Kramer.” Wybuchał szczerym śmiechem i zaraz też mówił, że cieszy się, iż mnie słyszy. Jeśli chodzi o książki, to był wielkim fanem „Szyfru Jana Matejki”, a do „zajawki” mojego „Sanktuarium śmierci” wypowiedział się tak: „Kryminalna twórczość literacka Dariusza Rekosza przypadła mi do gustu. Dużo i ciekawie się dzieje. Polecam bez wahania.” Wypowiedź tę można znaleźć na okładce wspomnianej książki. Leonard Pietraszak przyczynił się również do wzbogacenia treści biografii Bohdana Butenki, której jestem autorem. To właśnie od niego dowiedziałem się nieco więcej o miejscowości Komorów, w której czasowo zamieszkiwał pan Bohdan. Ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą w piątek, 27 stycznia 2023 – pięć dni przed jego odejściem. Obiecałem wysłać mu w kopercie wspomnianą biografię, zwłaszcza, że wymieniam tam jego nazwisko wśród osób, którym dziękuję za pomoc przy powstaniu tej książki. Nie zdążyłem... Z żalem przyjąłem wiadomość o tym, że 86-letni aktor wybrał się w podróż do lepszego świata. Bardzo będzie go brak. Na szczęście pozostawił po sobie Dowgirda, Kramera, Stelmacha i wiele, wiele innych znakomitych wcieleń. Panie Leonardzie, dziękujemy Ci za to! Będziemy o Tobie pamiętali!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dabrowagornicza.naszemiasto.pl Nasze Miasto