Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szymon Jaskuła z Zielonej Góry wszedł na Manaslu. To ósmy szczyt Ziemi

Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak
Zielonogórzanin Szymon Jaskuła w Himalajach. Zobacz więcej zdjęć z wyprawy w galerii >>>
Zielonogórzanin Szymon Jaskuła w Himalajach. Zobacz więcej zdjęć z wyprawy w galerii >>>Arch. Szymon Jaskuła
Szymon Jaskuła – turysta amator z Zielonej Góry wszedł na Manaslu i planuje kolejne wyprawy. "Jak marzyć to marzyć wysoko". Plany się spełniają. W wysokich górach zielonogórzanin zakochał się zaledwie trzy lata temu, a do tego ma lęk wysokości, który umie pokonać.

Bezkres bieli i błękitu nieba. Obok ściana, która wydaje się kończyć gdzieś w niebie, albo może nawet w piekle, bo gdyby nagle odwrócić głowę, kiedy słońce zasłonią chmury i śnieg, nie byłoby pewności kierunków. Ale, kiedy znów pokażą się promienie słońca, robi się za ciepło w rękawiczkach, kurtce, czapce. Z wiszących, może i parumetrowych, sopli, jak z delikatnych kryształów, spływają krople. Tutaj słońce nie tylko rozpuszcza lód, ale parzy skórę, którą trzeba chronić kremem z najwyższym filtrem. – Bywają ścieżki bardzo wąskie, na szerokość buta. Trzeba nogi przekładać. Z jednej strony ma się przepaść i z drugiej strony też. Do tego dochodzą warunki pogodowe. A trzeba iść – mówi Szymon Jaskuła z Zielonej Góry.

Trzy lata od zakochania

Widoki zapierają dech, ale w którymś momencie rzeczywiście coraz ciężej jest oddychać. Do tego świadomość, że tutaj można życie stracić. Z danych na Wikipedii wynika, że do 2018 roku były 64 ofiary tej góry. Ale mimo, że śmierć tędy przechadza się często, Manaslu, inaczej Góra Ducha, nieprzerwanie przyciąga wspinaczy. Ma wysokość 8163 metry. Należy do najtrudniejszych ośmiotysięczników. Jest ósmym pod względem wysokości szczytem Ziemi. To północna część Nepalu. Zielonogórzanin wrócił z wyprawy w Himalaje w zeszłym tygodniu. Co ciekawe, w wysokich górach zakochał się dopiero przed trzema laty. Sam podkreśla, że jest amatorem, turystą. Zawodowo pracuje, jako tłumacz. Ale zaznacza, że nie ruszył w Himalaje sprzed telewizora, czy komputera. Zdobył najwyższy szczyt poza Azją i najwyższy w Ameryce Południowej. To Aconcagua ma 6962 m. npm. Był też na szczycie Kilimandżaro, to najwyższy szczyt w Afryce, ma 5895 m. npm.

– Jak marzyć, to marzyć wysoko i realizować marzenia – mówił zielonogórzanin pod koniec sierpnia w Wakacyjnym studiu Radia Zielona Góra, kiedy opowiadał o majowej wyprawie na najwyższy szczyt Ameryki Północnej Denali (6190 m.npm.) na Alasce. To najzimniejsza góra na świecie, gdzie temperatura dochodzi do minus 60 stopni. Do szczytu zabrakło stu metrów. Z tej wyprawy już po tygodniu wybrał się na Mont Blanc. Tu znów pogoda nie pozwoliła na zdobycie. Dlatego te dwa szczyty są znów w planach w przyszły rok. Ale zaraz, zaraz, jak to wszystko się zaczęło?

Zobacz też wideo: Gazeta Lubuska. Krzysztof Wielicki na premierze filmu o sobie

od 16 lat

Góry z tatuażu

– W dzieciństwie się jeździło na wycieczki szkolne, mama była nauczycielką, więc w te nasze Karkonosze, Sudety, czy Bieszczady, gdzieś tam się pojechało. Ale to nie była jakaś moja pasja, że musiałem kilka razy w roku jechać w te góry, a tym bardziej gdzieś w wyższe. To już dla mnie w ogóle było czymś abstrakcyjnym – opowiada pan Szymon.

Szczyty były po to, żeby z nich zjeżdżać na snowboardzie. Jeździ od ponad 10 lat. A kilka lat temu zrobił sobie jeden z tatuaży z elementem gór. I to mógł być jakiś znak, że coś do tych gór zaczyna go ciągnąć. Kiedy przeprowadził się, w nowym miejscu poznał sąsiada zafascynowanego górami.

– Z Andrzejem, strażakiem z zawodu zgadaliśmy się i pojechaliśmy w Dolomity na pierwsze takie via ferraty, czyli zabezpieczone, żelazne drogi górskie i tak się zaczęło – opowiada o początku.

Tuż przed wakacjami na Denali poznał Karola Adamskiego z Radomia, który organizuje wyprawy i wspina się na góry i wulkany na całym świecie.

– Powiedział, że w tym roku wybiera się na Manaslu, bo w zeszłym roku wejście zakończyło się niepowodzeniem, zeszło kilka lawin i parę osób zginęło, warunki pogodowe były bardzo złe. Szybko podejmuję decyzje. I dołączyłem do nich. W ekipie z Polski były trzy osoby. Mieliśmy też Holendra i Hindusa – opowiada.

Zielonogórzanin Szymon Jaskuła w Himalajach. Zobacz więcej zdjęć z wyprawy w galerii >>>

Szymon Jaskuła z Zielonej Góry wszedł na Manaslu. To ósmy szczyt Ziemi

Ze szczytu trzeba zejść

W tej pasji radość sprawiają już przygotowania do wyjazdu. Sama wyprawa trwała ponad miesiąc. A kiedy już osiągnie się szczyt, co się wtedy czuje?

– Ogrom różnych emocji, z jednej strony szczęście, ponieważ cel został osiągnięty, ale również strach. Mogę powiedzieć, że tam było spektrum od radości po lekką panikę i niepewność – wyjaśnia nasz rozmówca. – Ale wejść na szczyt to jedno, trzeba z niego jeszcze zejść i jest troszeczkę inna perspektywa. Jak się wchodzi, przeważnie na tym ostatnim ataku szczytowym większość drogi pokonuje się w ciemnościach, a inaczej się potem schodzi, jak się patrzy w dół – opowiada zielonogórzanin i przyznaje, że ma lęk wysokości. Zatem jak to możliwe, żeby go pokonać? – Nawet, jak mieszkałem kilka lat temu na os. Pomorskim na ósmym piętrze, to z balkonu nie mogłem na dół patrzeć, bo się po prostu bałem. W górach tak samo jest, ale im dłużej tam przebywam, tym szybciej oswajam ten strach, zaprzyjaźniam się z nim i górą. I on mi na ten czas mija. Tak trochę przytulam go i idę pod rękę z nim – opowiada.

Wspinaczka na Manaslu
Wspinaczka na Manaslu Arch. Szymon Jaskuła

Uwięzieni przez pogodę

W planie była też Dhaulagiri, niedaleko od Annapurny. Helikopterem dolecieli do Base Campu na początku października. – W niedzielę z rana w poniedziałek mieliśmy iść na trzydniowy atak szczytowy. Pogoda się nie sprawdziła i tak się warunki zepsuły, że nas uwięziło w tym Base Campie – opowiada zielonogórzanin. Dzień wcześniej dwóch wspinaczy wyszło na atak szczytowy, ale w poniedziałek musieli już wracać, bo wyżej lawiny zasypały obozy i wszystko zniszczyły. Znajomi wspinacze też zostali złapani przez lawinę, ale na szczęście tylko po pachy, sami się wydostali ze śniegu. – Była tam jeszcze ekipa trzyosobowa rosyjska, ale oni byli totalnie niezależni, bez żadnej pomocy. Nam się udało w sobotę helikopterem stamtąd wydostać. Kilka dni temu trafiłem na informację, że jedna osoba z tego teamu zginęła – mówi Szymon.

Zdjęcia z Dhaulagiri
Zdjęcia z Dhaulagiri Arch. Szymon Jaskuła

Góry bywają okrutne

W Himalajach śmierci nie brakuje. Podczas tej wyprawy poznał dwie Amerykanki. Z jedną szedł nawet kilka dni do obozu głównego. Potem mijał się z nimi kilkukrotnie.

– One prowadziły między sobą absurdalny wyścig. Każda chciała zostać pierwszą Amerykanką, która zdobędzie czternaście ośmiotysięczników. Gina zaczęła to robić od zeszłego roku, a Anna od sześciu miesięcy. Zdobyły trzynaście, została ostatnia góra Sziszapangma – opowiada zielonogórzanin. – Warunki były bardzo złe, ale wyścig jest wyścigiem, trzeba pędzić za rekordem, bo jak nie ja, to ona. Prawda? Na 300 metrów przed szczytem lawina zabrała Anię i jej Szerpę, a 80 metrów przed szczytem Ginę i jej Szerpę, szli inną drogą. I tak dziewczyny skończyły swoją przygodę z biciem rekordów. Dlaczego to mówię? Góry są piękne, ale są też okrutne i też gdzieś tam sprawiedliwe można powiedzieć, każą wszelką pychę, kiedy wszystko mówi, żeby poczekać, może iść innym razem. Rozsądek mógł wziąć górę.

Szymon Jaskuła przypomina, że jeden ze zmarłych Szerpów kilka miesięcy wcześniej z Norweżką pobił niesamowity rekord, w półtora miesiąca zdobyli 14 ośmiotysięczników.

– Dziewczyny były przesympatyczne, śliczne. Tak się zapędziły w próbie bicia rekordu… – uważa.

Amerykanki, o których mówi to, Anna Gutu i Gina Marie Rzucidlo. Ciało Anny (miała ok. 30 lat) znaleziono szybko. Siostra 45-letniej Giny poinformowała w mediach społecznościowych, że chińskie władze uznały ją za zmarłą 7 października, a akcja poszukiwawcza ciała zostanie wznowiona na wiosnę.

Unikatowe przeżycia

Szymon Jaskuła przyznaje, że bliscy go w pomysłach wysokogórskich wspierają, ale nie popierają. – Starałem się być z bliskimi w kontakcie. Przez dłuższy czas jest dostępny Internet, więc nie ma problemu, później, kiedy nie ma już żadnego zasięgu, używa się specjalnych urządzeń, z których wysyła się coś w rodzaju smsów. Ale można pisać, że jest ok, natomiast bliscy swoje będą przeżywali. W moim przypadku zawsze gdzieś tam będzie ten zdrowy rozsądek brał górę, nawet jeżeli ten szczyt będzie bliziutko w zasięgu ręki – zapewnia i wyjaśnia, że przecież góry jeszcze postoją, zawsze można wrócić. Zresztą warto pojechać do Nepalu, ale nie po to, żeby się wspinać. Poleca trekking na miejscu.

– Nie trzeba wchodzić na góry. Jest dużo opcji trekkingowych dookoła różnych gór, które trwają od 10 do 20 dni. To jest unikatowe przeżycie, bo mamy okazję zobaczyć, jak tam się żyje. Nie ma dróg. W górach jedyną opcją dostaw jakichkolwiek jest albo helikopter, który przywozi dostawy albo osiołki. Idzie się do wiosek 2 – 3 – 4 dni, żeby cokolwiek dostarczyć. Ci ludzie żyją bardzo biednie, bardzo skromnie i cholernie ciężko pracują – opowiada.

Szymon Jaskuła ma w planach na przyszły rok trzy ośmiotysięczniki Mount Everest, Lhotse i Makalu oraz powrót na Alaskę, na Denali. Spełnienie kolejnych marzeń będzie zależało od zebrania funduszy.

Czytaj też:

Nowe wyzwanie Leszek Jenek zaczął akurat w pandemii, kiedy pałac był zamknięty dla publiczności. Ale wszystko się udało! ZOBACZ WIDEO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto