Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyparowało sto tysięcy?

Piotr Sobierajski
Urzędniczka dąbrowskiego magistratu, odpowiedzialna za finanse Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej przy Urzędzie Miejskim, prawdopodobnie „wyprowadziła” z bankowego konta kilkadziesiąt tysięcy zł.

Urzędniczka dąbrowskiego magistratu, odpowiedzialna za finanse Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej przy Urzędzie Miejskim, prawdopodobnie „wyprowadziła” z bankowego konta kilkadziesiąt tysięcy zł.

Na razie nie wiadomo dokładnie, jaka to suma, bo w kasie... od kilku lat nie przeprowadzono żadnej kontroli finansowej. Ratowaniem pracowniczych składek ma się zająć nowy zarząd, który po burzliwych obradach walnego zgromadzenia członków kasy został wybrany we wtorek.

Nikt nie zareagował
Do kasy zapomogowo–pożyczkowej należą 264 osoby. Zgodnie ze statutem mogą to być pracownicy magistratu, Powiatowego Urzędu Pracy, Miejskiej Biblioteki Publicznej, Urzędu Skarbowego oraz straży pożarnej, a także emeryci i renciści.

Informacje o nieprawidłowościach w finansowych rozliczeniach zaczęły się pojawiać już w kwietniu tego roku, ale nikt z ówczesnego zarządu PKZP nie przeprowadził szczegółowej kontroli. Pieniądze wyciekały więc z bankowego konta, a niczego nie świadomi członkowie nadal opłacali miesięczne składki.

— Trudno przesądzać, kto ponosi odpowiedzialność za całą sytuację, bo tak naprawdę każdy z nas jest winny po trosze. Od dawna było wiadomo, że z pieniędzmi coś jest nie tak. Słyszeliśmy od osoby odpowiedzialnej za finanse, że wypłaty pożyczek mogą się przeciągnąć, albo można otrzymać na razie tylko mniejszą sumę, ale nikomu niestety nie przyszło do głowy, że w kasie brakuje gotówki. Nikt niczego nie podejrzewał nawet wtedy, kiedy pokazywano na papierze, że przelew został zrobiony, a na koncie nadal nie było żadnych wpływów — mówi członek PKZP.

Kiedy próbowaliśmy się skontaktować z pracowniczkami Urzędu Miejskiego, zasiadającymi w poprzednim zarządzie PKZP, by zapytać, dlaczego nikt nic nie wiedział o znikającej gotówce, okazało się to niemożliwe.

— Panie te twierdzą, że nie miały styczności z operacjami finansowymi, a wszystko spoczywało w rękach jednej osoby — usłyszeliśmy w Biurze Prasowym UM.

Dali jej szansę
Kiedy brak tak pokaźnej sumy wyszedł na jaw, członkowie PKZP nie zdecydowali się na przekazanie sprawy do prokuratury. Po przeprowadzonym głosowaniu postanowili, że winowajczyni dostanie szansę na spłacenie brakujących pieniędzy. Zadeklarowała więc, że przez najbliższych kilka lat co miesiąc będzie wpłacać na konto PKZP 1,5 tys. zł. Pierwsza rata gotówki już wpłynęła.

Trudno było jednak utrzymać taki finansowy skandal w tajemnicy. Władze miasta nie miały więc raczej innego wyjścia, jak zwolnić nieodpowiedzialną pracownicę. Magistrat odcina się jednak od sytuacji w PKZP.

— Urząd Miejski nie jest tutaj stroną, bo kasa mu nie podlega. Pierwszego listopada ta pracownica otrzymała trzymiesięczne wypowiedzenie warunków pracy, a na swoim stanowisku będzie pracować do końca stycznia. Nie zajmuje się jednak sprawami związanymi z operacjami finansowymi — wyjaśnia Jolanta Kocjan z Biura Prasowego UM.

Jak się jednak okazuje, taka decyzja nie satysfakcjonuje wszystkich członków Pracowniczej Kasy.
— Będziemy się starać o jej wycofanie, bo po utracie pracy przez urzędniczkę być może nie będziemy mogli odzyskać utraconych wkładów — mówi jeden z członków kasy.

Decyzyjne zamieszanie
Na koncie PKZP pozostało jeszcze sporo pieniędzy (około 100-150 tys. zł). By ratować sytuację, podczas wtorkowego walnego zgromadzenia pojawiły się więc propozycje zamrożenie wypłat pożyczek przez cztery najbliższe lata oraz odkładanie funduszy na nowym koncie. Być może wiązałoby się to także z rozłożeniem zadłużenia w kasie na wszystkich członków, którzy mieliby je pokryć wpłatami po 370 zł.

Takie rozwiązania nie wszystkim odpowiadały, bo sporo osób zgodnie ze statutem PKZP chce wystąpić z kasy. Kiedy finansowa afera wyszła na jaw, podania o wycofanie wkładów natychmiast złożyło sześćdziesiąt osób.

— To nie byłoby w porządku, jeśli ktoś należy do kasy miesiąc i już musi wpłacić 370 zł, tak samo jak wieloletni jej członkowie z dużymi wkładami — dało się słyszeć na sali sesyjnej UM.

Padła także propozycja wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę, ale na razie bez wskazywania winnych.

Chcą ratować kasę
W tak napiętej atmosferze nie było chętnych do objęcia funkcji w nowym zarządzie PKZP. Ostatecznie ustalono, że zarząd nie będzie odpowiadał za ewentualne przewinienia poprzedników i w jego skład weszły trzy osoby. Na razie nie chcą się jednak wypowiadać na temat tego, kto ponosi odpowiedzialność za finansowy kryzys w kasie. Liczą także na pomoc prezydenta miasta, który zadeklarował, że otrzymają wsparcie magistrackich prawników.

— Nie zamroziliśmy wypłat pieniędzy, bo nie wiemy, czy w świetle przepisów takie rozwiązanie mogło zostać poddane pod głosowanie. Musimy przeprowadzić konsultacje z prawnikami i dokładnie przejrzeć wszystkie rozliczenia i dokumenty, do których nie mieliśmy dotychczas dostępu. Nie możemy więc przesądzać o czyjejś winie — mówi Beata Mazurek, członkini nowego zarządu PKZP.


Z korzyścią dla wszystkich
Każdy członek PKZP wnosi wpisowe, czyli 2 procent wynagrodzenia. Emeryci i renciści wpłacając 20 zł miesięcznie i mają prawo do pożyczki w wysokości 2,4 tys. zł. Wysokość długoletniej pożyczki może wynieść maksymalnie 6 tys. zł. Zgodnie ze statutem PKZP osobom skreślonym z listy członków przysługuje zwrot ich wkładów po upływie dwóch miesięcy. •

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dabrowagornicza.naszemiasto.pl Nasze Miasto