Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zdzisław Marchwicki - "wampir z Zagłębia" był górnikiem w kopalni Zawadzki w Dąbrowie Górniczej

Grażyna Kuźnik
Zdzisław Marchwicki, "wampir z Zagłębia" urodził się w Dąbrowie Górniczej. Nie zabił żadnej kobiety z tego miasta. 40 lat temu został aresztowany - pisze Grażyna Kuźnik

Kiedy w latach 60. zaczęły ginąć kobiety na terenie Zagłębia, rozeszły się plotki, że wampir zabije tysiąc kobiet na tysiąclecie państwa polskiego. Albo że będzie mordować kobiety o nazwiskach działaczy politycznych, bo zabił przecież Marię Gomółkę i Jolantę Gierek. Ale Zdzisław Marchwicki nie miał takiego planu. Polował na przypadkowe ofiary, które wracały wieczorem z pracy albo szły do niej wczesnym rankiem, Większość z nich była młoda. Może właśnie młode kobiety częściej z powodu obowiązków musiały iść same przez skróty i zaułki.

Marchwicki pisał w więzieniu pamiętnik. Wspominał, że urodził się w Dąbrowie Górniczej w 1927 roku, matka szybko mu umarła. Uczył się źle, wolał oglądać się za dziewczynami. W czasie wojny wywieziono go na roboty, gdzie gospodyni przyłapała go na współżyciu z krową. Trafił wtedy na gestapo, został pobity, siedział w więzieniu i w obozie pracy. Uciekł stamtąd, bo zbliżał się koniec wojny. Po wojnie też siedział w więzieniu za handel, a potem zatrudnił się w kopalni "Gen. Zawadzki".

Opisuje, że po raz pierwszy napadł na kobietę w 1951 roku w Przeczowie i zgwałcił ją. Dlaczego? Bo chciał "popróbować innej miłości niż z żoną". Potem napadł jeszcze kilkakrotnie, ale milicja nie kojarzyła tych faktów z działalnością wampira. Zabił w 1964 roku, w Dąbrówce Małej, gdy wracał od teściowej. Opisuje to spokojnie, jak uderzył kobietę kilka razy pejczem, zabrał jej skromną biżuterię, wykorzystał.

Małżeństwo mu się nie układało. Pisze o tym tak: " Mało przebywałem w domu, dlatego że pracowałem, że jeździłem na przestępstwa, to piłem z kolegami, tak że w domu byłem gościem, a na dodatek lubiałem żonie robić na złość."

Pisał też, że lubił martwe kobiety. Bo miały rozrzucone włosy i były bezwładne, bezbronne, zdane tylko na niego. Fascynował go też zapach krwi. Czasem w celi rozdrapywał sobie ciało, żeby czuć jej woń. Niektórzy uważali, że ten pamiętnik dyktowali mu milicjanci, ale inni więźniowie z celi twierdzili, że Marchwicki sam opowiadał im o swoich obsesjach. Uważali, że świrował.

Zabójca miał własny sposób działania. Uderzał ofiarę znienacka w bok głowy, potem bił do nieprzytomności lub do śmierci , wykorzystywał seksualnie. Bezradna milicja wysłała w teren sto funkcjonariuszek w przebraniu. Miały przechodzić przez laski, skróty, parki w Zagłębiu. Marchwicki zeznał potem, że od razu wiedział, która z kobiet jest podstawiona. Bo te zwykłe idą "z głową do przodu", byle szybciej minąć zaułek. A milicjantki rozglądały się tak, jakby nie wiedziały, w którą stronę mają iść. "Jakby im na tym nie zależało, gdzie dojdą.".

Zaatakował 21 ofiar. Najczęściej polował w Będzinie, chętnie w sierpniu, nigdy zimą, żeby nie zostawiać śladów. Lubił zabijać w środy. Gdy w 1966 roku zabił 18-letnią Jolantę, krewną Edwarda Gierka, ujęcie wampira stało się najważniejszą sprawą dla całej polskiej milicji.

Komenda Wojewódzka MO w Katowicach utworzyła specjalną grupę "Anna", która miała za wszelką cenę znaleźć wampira. Wyznaczono nagrodę miliona złotych. Przeciętna pensja wynosiła wtedy od 2 do 3 tys. zł. Posypały się donosy, jeden z nich dotyczył właśnie Zdzisława Marchwickiego.

Jego żona Maria poskarżyła się, że się nad nią znęcał. Była wyższa od męża, ale jej uwagi, że jest jakiś dziwny, przydały się milicji. Marchwicki znalazł się wśród wytypowanych 250 podejrzanych. Żona odchodziła i wracała od niego, był bratem jej pierwszego męża, który siedział wtedy w więzieniu. Kiedy odchodziła, wampir mordował. Kiedy wracała, zabójstwa ustawały.

Marchwickiego aresztowano w styczniu 1972 roku. "Dziennik Zachodni" podawał szczegóły:"Oskarżonym jest 44-letni Zdzisław Marchwicki, ojciec ośmiorga dzieci, zatrudniony w charakterze konwojenta w kopalni Siemianowice".

Marchwickiego skazano na karę śmierci, tak jak jego brata Jana, który miał mu pomagać. Drugi brat Henryk dostał karę 25 lat więzienia. Czy Marchwiccy byli winni? Wątpliwości są do dziś. Do zabójstw przyznał się także Piotr Olszowy z Tarnowskich Gór. Zabił rodzinę i popełnił samobójstwo w marcu 1970 roku. Po tej dacie morderstwa kobiet ustały. Ale czy mieszkańcy regionu byli już bezpieczni? Na procesie "wampira z Zagłębia" bywał Joachim Knychała. Zasłynął wkrótce jako "wampir z Bytomia". Po raz pierwszy zaatakował jesienią 1975 roku. Zdążył zabić pięć kobiet.

Podsumował "byłem i jestem zboczony". Nie pamiętał dokładnie, ile kobiet napadł. Dodawał, że atakował z nieśmiałości. Żałował, że "taką paskudną śmiercią musi teraz odejść". Twierdził, że nie warto zabijać, bo potem czeka kara i strach przed powieszeniem.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dabrowagornicza.naszemiasto.pl Nasze Miasto