DG: dróżniczka w pełni winna. Nie zamknęła zapór na ul. Konopnickiej, a tragedia była blisko
– Dróżniczka, która nie zamknęła rogatek przed przejazdem pociągu Gdynia - Petrovice u Karvine, została odsunięta od czynności związanych z prowadzeniem ruchu kolejowego, przeniesiona na stanowisko robotnicze oraz ukarana obniżeniem wynagrodzenia. Dróżniczka rozpoczynając pracę miała wszystkie szkolenia oraz egzamin i była przygotowana do zgodnego z przepisami pełnienia obowiązków na przejeździe – tłumaczy Jacek Karniewski z zespołu prasowego PKP Polskich Linii Kolejowych S.A.
Jak przyznaje incydent, jaki miał miejsce w Dąbrowie Górniczej jest tematem ujętym na szkoleniach z pracownikami Polskich Linii Kolejowych, odpowiedzialnymi za prowadzenie ruchu kolejowego (dyżurny ruchu, dróżnik przejazdowy, dyspozytor). – Ponadto, dodatkowo przypomniano pracownikom obowiązujące w spółce procedury szybkiego prowadzenia spraw, związanych z ustaleniem okoliczności zdarzeń dotyczących ruchu kolejowego. Szkolenia podstawowe oraz dodatkowe, organizowane przez Polskie Linie Kolejowe dla pracowników związanych z ruchem kolejowym, zapewniają przygotowanie teoretyczne i praktyczne. W 2015 r około 2500 dróżników objęto dodatkowo szkoleniem bezpośrednio na ich stanowiskach pracy – dodaje Jacek Karniewski.
Tymczasem policyjne ustalenia, pod nadzorem prokuratury, nie zakończyły się skierowaniem wniosku do sądu o ukaranie niesolidnej dróżniczki. – Prowadziliśmy w tej sprawie rozpoznanie, ale ostatecznie śledztwo nie zostało wszczęte. Jest to spowodowane tym, że czyn, o jaki podejrzewana była dróżniczka, a więc podpadający pod artykuł 174 par. 1 kodeksu karnego i mówiący o sprowadzeniu bezpośredniego niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, nie zawiera w tym przypadku ostatecznie znamion czynu zabronionego – tłumaczy starszy aspirant Mariusz Miszczyk, rzecznik dąbrowskiej policji. – Po przepytaniu świadków tego zdarzenia ustaliliśmy, że bezpośrednio nikt nie był zagrożony utarta zdrowia lub życia – dodaje. Innymi słowy, gdyby rozpędzony pociąg roztrzaskał w drobny mak samochód, który akurat wjechał na przejazd i zginęłaby 4-osobowa rodzina, to wtedy kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności, byłaby jak najbardziej na miejscu. A jeśli kierowcy „tylko” uciekali w popłochu przed pociągiem i wszyscy ledwo uszli z życiem to wszystko jest w porządku.
Przypomnijmy, że do tych mrożących krew w żyłach wydarzeń doszło 4 października 2015 r., około godz. 15.00. Wtedy mieszkanka jednej z miejscowości powiatu zawierciańskiego, pracująca jako dróżniczka na przejeździe przy ul. Konopnickiej nie zamknęła zapór, a samochody wjeżdżały na przejazd tuż przed jadącym pociągiem.
– Przejeżdżaliśmy z mężem przez przejazd kolejowy, z Parku Zielona w stronę centrum. Ruch był duży, przejeżdżało kilka aut, kilkanaście osób szło pieszo, przejeżdżali też na rowerach. Gdy byliśmy już na torach usłyszeliśmy straszny pisk, trąbienie, okropny hałas. Zaczęliśmy się rozglądać, bo zapory były otwarte. I nagle z lewej strony ukazał nam się pędzący pociąg. W ostatniej chwili zdążyliśmy przejechać. Maszynista pociągu, widząc co się dzieje, zaczął trąbić, by ostrzec kierowców i pieszych, po czym zaczął hamować. To cud, że nikomu nic się nie stało. Oczywiście powiadomiliśmy o całym zdarzeniu policję – relacjonowała całe wydarzenie Katarzyna Falewicz. Tymczasem PKP PLK nie potwierdziło faktu, że podobne zdarzenie miało miejsce na tym przejeździe tydzień wcześniej, 27 września, choć takie informacje także się pojawiały.
echodnia Policyjne testy - jak przebiegają
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?