- Miałem wypadek w domu. Przewróciłem się i uderzyłem się w głowę oraz bok. Zadzwoniłem po pogotowie, które przywiozło mnie do naszego szpitala. Tam zrobiono mi rentgen głowy. Zalecono wizytę kontrolną i wypisano receptę. Po odwiezieniu mnie do domu, musiałem po nocy szukać leku. W aptece na osiedlu dowiedziałem się, że to zastrzyk przeciwtężcowy i z jego podaniem nie można zwlekać. Zdziwiłem się, dlaczego nie dano mi zastrzyku na miejscu. Tym bardziej, że leczyłem się w tym szpitalu. Ostatnio leżałem na oddziale kardiologicznym - zastanawiał się Stanisław Kubiak. Emeryt pojechał do przychodni przy dawnej Hucie Katowice. Tam miał najbliżej.
- Lekarze z przychodni nie zrobili mi zastrzyku, bo nie miałem zlecenia i karty u nich. Wykonali mi tylko badanie EKG, bo z nerwów źle się poczułem. Zadzwoniłem po pogotowie i zawieziono mnie z powrotem do szpitala. Tam z kolei musiałem długo czekać na lekarza, a tymczasem chciałem odebrać emeryturę, bo byłem bez pieniędzy, więc poszedłem sobie - mówi Kubiak.
Mężczyzna dostał w końcu zastrzyk w przychodni przy ulicy Krasickiego, gdzie ma swojego lekarza rodzinnego.
Przedstawiciele spółki Prinn, do której należy ośrodek przy dawnej hucie, tłumaczyli się, że pacjent nie miał przy sobie wypisu szpitalnego ani zlecenia, tylko ampułkę w woreczku.
- Lekarz w żadnym wypadku nie mógł podać szczepionki, nie mając informacji o chorobie, zaryzykowałby wtedy zdrowie pacjenta. Poza tym pan Stanisław Kubiak nie ma u nas deklaracji, a nasza placówka już nie pełni funkcji pogotowia ratunkowego - wyjaśniła Dorota Kapcia, asystent biura zarządu w spółce Prinn.
Zbigniew Grzywnowicz, dyrektor dąbrowskiego szpitala, odmówił nam skomentowania tej sprawy.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?